niedziela, 1 listopada 2009

Z osiołkiem

Pewnego dnia ojciec i syn wybrali się w podróż. Zabrali ze sobą osiołka. Dla towarzystwa może, ale przede wszystkim dla transportu.
Usiadł syn na osiołku i wolno maszerują. Ludzie przyglądają się im i szepczą do siebie: "Jak tak można? Młody wiezie tyłek na ośle a stary ojciec musi iść...co to za wychowanie???" Usłyszeli, o czym szepczą ludzie, ojciec i syn. Głupio się im zrobiło.
Syn zsiadł z osiołka a usiadł na niego stary ojciec. Wolno wędrują. Ludzie przyglądają się im i szepczą: "Jak tak można? Co to za ojciec bez serca? Sam siedzi na ośle a dziecko musi iść..." Usłyszeli, o czym szepczą ludzie, ojciec i syn. Głupio się im zrobiło.
Usiedli na osiołku razem i wolno na nim jadą. Przyglądają im się ludzie i szepczą: "Zamęczą to zwierzę z kretesem..." Usłyszeli, o czym mówią ludzie, ojciec i syn. Głupio im się zrobiło.
Zsiedli raz dwa z osiołka i razem obok niego idą. Przyglądają im się ludzie i szepczą: " Osła mają a sami obok niego idą...co za głupota..."
Usłyszeli, o czym mówią ludzie, ojciec i syn...
Podejrzewam, że zawrócili.

piątek, 4 września 2009


Ile we mnie odcisków...śladów...szram...małych skaleczeń...siniaków...zaschniętych pąków...nierozkwitłych...kamyków przybywających...miejsc na mądrość, która już powinna się pojawiać...zataczać kręgi...
Fascynująca jest dusza człowieka...to co trwałe...nie pamięć...nie uczucia...nie myśli...nie tylko grzechy i dobre uczynki...ale istota każdego człowieka...
To prawda że istnieje poznanie które trudno nazwać...to prawda że patrząc w oczy widzimy to co jest poza słowami...uczynkami...sposobem myślenia...patrzę w twoje oczy i jesteś ty...twoja dusza...ty odrębne...nic o tobie nie wiem oprócz tego że jesteś inny niż ja...że jesteś odrębną niesamowitą całością...światem tajemniczym...duszą jeszcze jedną...
Tworzę się każdego dnia...przyjmuję na siebie...Tak niezauważalnie rozważa się we mnie mądrość i głupota...dobro i zło...czary - mary...

piątek, 17 kwietnia 2009


Sztuczne ciepło kaloryfera jest tym, co mogę dostać na pewno... pod warunkiem, że nie zabraknie pieniędzy na opał... W takim cieple... jakże przyjemnym dla wymarzniętego ciała... mogę wyjść na obchód... Powiedzmy, że jestem sama.... cóż za rozkoszna świadomość bezgrzesznej przyjemności... Podstawowym prawem człowieka powinno być prawo do ciszy i samotności. Prawo konstytucyjne. Najwyższe prawo. Mam takie w sercu wypisane, ale co z tego... ile ja tam mam praw wypisanych.... niektóre brzmią bajecznie.... inne dowcipnie.... o innych lepiej nie wspominać.... więc idę... powietrze mokre.... rześkie.... liście jakie już duże, rozwinięte.... nabrzmiałe od zieloności....Wszystko żyje jak żyło.... pająki wierzą w swoje nitki... ptaki w swoje skrzydła.... zające w swoje uszy... niebo nudnie błękitne...Muszę kupić sobie porządną kurtkę przeciwdeszczową... taka kurtka to skarb. Parasole są dla dam.... zawsze szkoda było mi ręki do parasola.... Rękę do kieszeni można włożyć.... moje ręce lubią kieszenie.... moja głowa lubi kaptur... A więc samotność... Patrzeć można w górę.... trochę pokapie na twarz.... jakieś wrażenia zmysłowe będą... albo w dół... kamyki.... patyki.... buty.... albo przed siebie.... gdzie kończy się ścieżka.... lubię czasem do tyłu iść ... to podobno odświeża pracę mózgu....a ja zwyczajnie lubię się kręcić.... i kiedy jestem sama... bez odniesień .... bez relacji.... bez wymuszania na sobie... mogę się sobie poprzyglądać.... pozwolić myślom poukładać się swobodnie.... bez wyjaśnień... tłumaczeń... drogowskazów... Piękna jesteś... wyspo...
A kurtkę miałam kiedyś pomarańczową...
Marpi, pamiętasz?

czwartek, 2 kwietnia 2009


Czasami zbyt mocno wierzę w marzenia. Wydaje się, że one pomagają, że dają siłę, że tworzą piękno życia. Powiedzmy sobie szczerze: marzenia to ułuda... Wstaję... sen odpływa... czuję piach pod powiekami.... i to jest rzeczywistość. Szorstkość ręcznika, przelotna kpina, głośne nawoływanie... plamy na spodniach, pusta lodówka, skaczące literki przed oczami... bolący ząb, odgrzany obiad, wrzask dzieci na przerwie... gorzka kawa, plotka, brak paliwa...

Czas na uczucia... na modlitwę... na przemyślenia... Abstrakcja...

Spać nie mam kiedy... dorywczo przysypiam z Maksem....

Jeść nie mam kiedy... tę samą kanapkę od tygodnia w torbie noszę... pewnie zzieleniała... nie mam odwagi otworzyć...

Paznokcie papierowe mam.... łatwo podrzeć...

Kosz rzeczy do prasowania ... kosz rzeczy do prania.... kosz rzeczy do szycia...

Skierowania do lekarza straciły ważność...

A ja straciłam głos.

poniedziałek, 23 marca 2009


Co krzywdzi człowieka
To nienawiść
Owszem
Odarcie z godności
Tak
Oplucie
Krzywdą jest
Uśmiechać się uprzejmie
Bez cienia życzliwości
Krzywdą
Nie zauważyć
Najboleśniejszą krzywdą
Kochać
Zbyt

niedziela, 1 marca 2009



Pozwól mi być sobą. Poruszać się. Biegać po domu, po schodach.... z góry na dół... pranie rozwieszać, wdychać parę gotujących się ziemniaków, kawy nie dopić, do późnej nocy testy poprawiać...

Widzisz, mam twarz plastyczną, głupio na zdjęciach wychodzę, nie umiem zatrzymać się w kadrze... Pozwól mi płakać, marszczyć się, uśmiechać się krzywo... nie olśniewająco... złościć się po swojemu bez aktorstwa... trzasnąć drzwiami z możliwością, że tynk odpadnie... nie modlić się na zawołanie...

Pozwól mi wolno oddychać... serce w ciszy wyciszyć... daj mi czas...

środa, 25 lutego 2009


Jakby ktoś koło zatoczył...
Przesz do przodu, przedzierasz się wytrwale przez chaszcze dni. Wciąż wielki kawał życia przed tobą. Wszystko możesz. Kupić lub nie. Zdać lub nie. Pojechać lub nie. Oswoić lub nie. Haust radości. Haust bólu. Zwątpienie. Wakacje. Zbierasz ludzi w notesiku. Zasuszasz adresy. Wszystkich znasz. Może poznasz jeszcze... Jest teraz...
Aż pewnego dnia otwierasz szafę i wysypuje się... Tę różę dostałam od Bogusia na dworcu PKS. To serduszko nosiłam w portfelu tak długo... nie pamiętam od kogo. Bilet z przystani kajakowej w Zbąszyniu. Okulary z Zakopanego. Pocztówka od Sławka z rekolekcji...
Czas rozsuwa się jak akordeon. Patrzysz na swoje życie, jakbyś miał umrzeć za chwilę.
Boże, rzeczywiście pisałam wiersze rymowanki, na lekcji polskiego... miałam czternaście lat. Potem już nigdy więcej się w to nie bawiłam. O, przepraszam... tak, w Kazachstanie pisałam dowcipne fraszki dla Beaty w prezencie urodzinowym. Więc teraz to nic nowego. Jakaś fala wróciła. Z tym samym recenzentem.
Wciąż wszystko jest we mnie. Pamiętane. Przysypane kurzem. Zepchnięte na dno szafy. Dokopuję się do wspomnień a ludzie wracają żywi, jakby za progiem zawsze stali. Ci sami. Ten sam błękit oczu. To samo zagubione wzruszenie ramionami. I roztargnienie to samo. Dźwięk głosu. Skrywana niepewność... Skłonność do roześmiania w kąciku ust...
Ja to ja. Czytam siebie, oglądam rysunki, przeglądam się w pamięci bliskich... Kim jestem?