piątek, 23 stycznia 2009


Gwizdek czajnika
Pożoga
Roziskrzone złoto.
Ochra, miód, słonecznik
Głębia
Wywalone wnętrzności płomienia
Parę kropli cytryny
Zmysłowo poznaję
Oczy wytężam
Ściskam w palcach żar
Wrzątek
Jak daleko paznokciem sięgnę
Ile centymetrów powietrza oswoję
Paruje herbatka w ten ziąb

środa, 21 stycznia 2009


Mam na uwadze
twoje suszące się skarpetki na kaloryferze
i kanapkę pod talerzykiem
twoje emocje nieco skręcające w lewo
i "Misiu, więcej modlitwy"

Wiem
znów zapomnę posłodzić kawę
i obudzę cię pięć minut później
nie doczekasz się smsa
ani buziaka na dzień dobry

A w nocy
zerwie mnie brak twojego oddechu
zapalę wszystkie światła
głośno zawołam
że ja to ty

wtorek, 20 stycznia 2009


Tańczysz ze mną
Jesteś Mistrzem
Wprawiasz w ruch
Mój dzień
Przebudzenie
Twoja dłoń
Wyciągnięta
Nie ominę Cię
Podam rękę
Spojrzę w oczy
Jedyne

Nieporadnie
Kilka kroków
Obrót
Śmiech
Bardziej lekko
Twoja czułość
W moich włosach

Potem szybciej
Większy zawrót
Gubię rytm
Mocny uścisk
Ból i strach
Twoja twarz
Za mgłą

Czy to jeszcze
Jesteś Ty
Szarpię się
Odpycham Cię
Wtedy Ty
Przyciągasz
Jeszcze więcej

Późną nocą
Pozwalasz
Padam Ci w ramiona
Z bólem głowy
Ze łzami
Bez oddechu

Wtedy Ty
Łagodnie
Jednym palcem
Podnosisz moją twarz
Patrzysz w oczy
Jedyne
Dziękujesz

A ja
Zachwycona
Wykończona
Wierna
Modlę się
Jutro
Przyjdź

niedziela, 11 stycznia 2009


To się nie dzieje wtedy
gdy się zbliżasz
gdy mną się zachwycasz
gdy oglądam się w tobie uśmiechem

Ani wtedy
gdy twoje ramiona
łagodnie przypominają
że jestem własnością
a czułość
jak wskazówka
w płynnym mechanizmie
bez pośpiechu i zwolnień
dąży do dwunastej

To się wtedy dzieje
gdy napadasz na mnie
a ja
wychodzę z ukrycia
gdzie ból coraz bardziej boli
bo już kryjówkę mi kopiesz
złością
i taka całkiem naga
krzyczę
że chcę cię kochać
a boję się ciebie

I jeszcze wtedy
gdy
nie ma cię wcale
a może tylko za ścianą przestrzeni
a ja
kawałek po kawałku
wszystkimi falami
od najgłębszej głębi istnienia
gdzieś z Boga samego
staję się
tobą

sobota, 10 stycznia 2009
















Śnieg
białe kłamstwo czystości
tańczy na rzęsach
prowokująco

kilka sekund szczęścia
spływa brudną
łzą

piątek, 2 stycznia 2009



Miesza się. Kotłuje. Dusi. Przyciąga. Odpycha. Buduje. Wali.
Chciałabym z gracją i uśmiechem wyjąć uprzejmym gestem z tego przepastnego wora jak z eleganckiej torebki miły drobiazg, cacko, misternej roboty, koronkowej... niechby Cię zachwycił... przyglądałbyś się z zainteresowaniem, liczyłbyś różyczki tak symetrycznie ułożone... powiedziałabym lekko..." to dla Ciebie... nic wielkiego... zawsze noszę to przy sobie...sama utkałam, namalowałam, uformowałam, wyhaftowałam.... jestem w tym dobra...gdy tu naciśniesz, zagra subtelną melodię.... a w tym okienku pojawi się najpiękniejszy obraz... nie widziałeś jeszcze takiego..."
W tym przepastnym worze mam mnóstwo takich drobiazgów, klejnocików, świecidełek. Gorączkowo wyciągam jedno po drugim. Oglądam. Boże, przecież tu brak jednej różyczki. Wyrzucam. A to? Obtłuczone.... Do śmietnika. Może znajdę coś lepszego... melodyjka fałszuje... w tamtym obraz zamazany.... cholera.... wyrzucam jedno po drugim.... żeby już koniec był, ale nie... wciąż znajduję nowe, bez liku... co za fatalny urodzaj na śmieci...
I po co to robię... wciąż tkam, wciąż układam, wymyślam, kombinuję, wciąż stwarzam pod palcami, pod myślami, pod słowami... wciąż mi w sercu rośnie...
Ekspresjo, ekspresjo... jestem z tobą w ciąży... ale dzieci wciąż kalekie rodzę...

czwartek, 1 stycznia 2009


By iść do Ciebie, Jezu
zostawię otwarty samochód na środku drogi
(i zgubię kluczyki na pewno...)
zdejmę buty
by zranić stopy
i rękawiczki
by poczuć chłód
mokrą chusteczką
(mam takie, są świetne na podróż)
zmyję niedbale makijaż
płaszcz oddam biednemu
(na pewno się znajdzie... tylu ich jest)
potem jeszcze wyrzucę mgr sprzed nazwiska
(a niech się dzieci śmieją)
na koniec rozepnę klamrę serca
(zaniosę się śmiechem, płaczem...)
Będę już biec